A więc zaczynamy historię, która mogłaby posłużyć za scenariusz do filmu pełnego zwrotów akcji, dramatycznych miłosnych uniesień, intryg i – oczywiście – niesamowitych widoków. Mowa o Stambule, mieście, które zmieniało właścicieli częściej niż niejeden z nas telefony komórkowe.
Pierwsze co, to nazwa. Stambuł, niegdyś znany jako Bizancjum (stgr. Βυζάντιον Byzantion) – pochodziła od imienia jego założyciela – Byzasa. W III wieku n.e. miasto nosiło nazwę Augusta Antonina, na cześć syna Septymiusza Sewera – Antoniusza. Cesarz Konstantyn I Wielki zmienił nazwę miasta na Nova Roma, czyli Nowy Rzym, jednocześnie gruntownie przebudowując miasto, a jeszcze później jako Konstantynopol, to miasto z historią bardziej zawiłą niż rodzinne relacje w telenoweli. Skąd nazwa? Otóż, to całkiem prosta historia, przynajmniej w porównaniu z resztą jego biografii. „Stambuł” to po prostu spolszczenie tureckiego „İstanbul”, które z kolei wywodzi się z greckiego „eis tēn Polin”, co znaczy „do miasta”. Proste, prawda? Jak na drogowskaz: „do miasta”. Tyle że to miasto to nie byle jakie miasto, ale prawdziwy kociołek kulturowy.
A teraz, usiądźcie wygodnie, bo zaczynamy lekcję historii. Pierwsze wzmianki o Bizancjum, bo tak Stambuł zwano na samym początku, pochodzą sprzed ponad 2,5 tysiąca lat. Tak, dobrze czytacie. To miasto ma więcej lat niż większość znanych nam cywilizacji. Ale prawdziwe zamieszanie zaczęło się, gdy cesarz Konstantyn Wielki postanowił, że fajnie byłoby mieć nową stolicę imperium rzymskiego właśnie tutaj. I tak oto Konstantynopol stał się „Nowym Rzymem”. No, może nie od razu, ale dajmy na to, że szybko się rozkręcił.
Przez następne wieki miasto przechodziło z rąk do rąk, będąc świadkiem krucjat, oblężeń, podbojów i – uwaga – największej zmiany zarządzania nieruchomościami w historii, kiedy to w 1453 roku, młodziutki sułtan Mehmed Zdobywca postanowił, że Konstantynopol będzie teraz stolicą Imperium Osmańskiego. I tak oto miasto zyskało nowego właściciela oraz szereg świeżych inwestycji w postaci meczetów, pałaców i – nie zapominajmy – słynnej Hagii Sophii, która z kościoła stała się meczetem, a potem muzeum, a teraz znów meczetem. Jak widać, Stambuł to miasto, które naprawdę nie boi się zmian.
Historyczny timeline Stambułu znajdziecie tutaj: https://travelatelier.com/blog/history-istanbul/
Ale co by to było za miasto bez paru dobrych anegdot? Mówi się, że nawet sułtan Sulejman Wspaniały, który rządził w złotej erze Imperium Osmańskiego, miał słabość do europejskich kapeluszy i z zazdrością spoglądał na angielskie trawniki. Aha, i jeszcze jedno – według legendy, podczas jednego z oblężeń miasta, obrońcy rzucali na napastników… no właśnie, czym? Nie, nie kamieniami. Kurami. Żywymi kurami. Strategia obronna, której nikt się nie spodziewał.
No więc, jeśli myślicie o podróży do Stambułu, pamiętajcie: to miasto, w którym historia żyje na każdym kroku, a przeszłość i teraźniejszość splatają się tak mocno, że czasami trudno jest rozróżnić, co jest legendą, a co rzeczywistością. Stambuł to miejsce, gdzie możesz zjeść kebab w cieniu antycznych ruin, a potem zgubić się w labiryncie uliczek, gdzie każdy zakątek kryje swoją historię. Tak, to może być nieco chaotyczne, ale przecież właśnie w chaosie kryje się urok tego miasta.